poniedziałek, 27 lutego 2012

CZY CHCIAŁBYŚ SPRÓBOWAĆ KWIATÓW CUKINII?


KIEDY kwitną dynie, warzywnik zamienia się w ogród kwiatowy. Piękne, żółte kwiaty co prawda nie wydzielają upajającego zapachu, ale pobudzają apetyt. Czy ludzie rzeczywiście jedzą kwiaty? Ależ tak. Według pisma Cuadernos de Nutrición Meksyk to kraj, w którym jest najwięcej przepisów kulinarnych zawierających ten składnik.

Kwiaty dyni są obecne w meksykańskim menu od stuleci. Spośród wielu odmian dyni najchętniej spożywana jest cukinia. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli chcemy jeść też owoc, należy zrywać tylko kwiaty męskie. Nietrudno je odróżnić — wystarczy popatrzeć na łodygę. Gdy widać na niej malutką cukinię, znaczy to, że mamy do czynienia z kwiatem żeńskim, którego lepiej nie ruszać.

Łagodny smak kwiatu cukinii pasuje do rozmaitych dań. Na przykład podsmażamy trochę cebuli z czosnkiem i dodajemy odrobinę ostrej papryki. Po przyprawieniu i gdy czosnek już zmięknie, wrzucamy umyte i posiekane kwiaty, wcześniej pozbawione łodyg. Przykrywamy potrawę i dusimy na małym ogniu przez kilka minut. Można też dodać cukinię pociętą w drobną kostkę, świeże ziarna kukurydzy, nieco masła i aromatycznych ziół. Wszystko to wykładamy na surową tortillę i zawijamy. Następnie pieczemy na blasze i otrzymujemy pyszną quesadillę z kwiatami dyni.

Taka quesadilla jest nie tylko smaczna, ale także odżywcza, ponieważ kwiaty cukinii zawierają pewne ilości białka, wapnia, żelaza, witaminy B1, PP, C i A.

Z kwiatów tych można też ugotować pyszną zupę. Przyrządzamy kwiaty w sposób opisany powyżej, dodajemy trochę rosołu i serwujemy na gorąco z odrobiną sera lub ze smażonymi paskami tortilli.

Te uniwersalne kwiaty można wykorzystać do wielu innych potraw. Spróbuj sam przygotować takie danie, a przekonasz się, jak wspaniale smakuje!



WAŻNE OSTRZEŻENIA

  Niektóre kwiaty są trujące. Musisz być stuprocentowo pewny, że dany kwiat jest jadalny. Jeśli masz wątpliwości, w żadnym razie go nie jedz.

  Nie używaj w kuchni żadnych kwiatów, które były hodowane z użyciem pestycydów lub innych środków chemicznych (najczęściej dotyczy to kwiatów kupowanych w kwiaciarniach, sklepach ogrodniczych i szkółkach hodowlanych). Jedz tylko kwiaty uprawiane metodami naturalnymi, rosnące z dala od dróg.

  Kwiatów nie powinni spożywać ludzie chorzy na astmę ani uczuleni na rośliny.

  Podobnie jak owoce i warzywa, również kwiaty należy bardzo dokładnie opłukać, zwłaszcza jeśli mają być podane na surowo.




ASPIRYNA ŚRODKIEM PRZECIWBÓLOWYM DLA ROŚLIN?


Rośliny może nie odczuwają bólu tak jak ludzie, ale reagują na uszkodzenia wytwarzaniem kwasu jasmonowego. Niektóre nawet wydzielają zapach podobny do jaśminowego, oddziałujący na inne rośliny. „Od lat uczeni wiedzą, że aspiryna w jakiś sposób zatrzymuje wytwarzanie kwasu jasmonowego przez rośliny” — oświadczono w tygodniku Science News. Obecnie naukowcy z Arizońskiego Uniwersytetu Stanowego wyjaśnili część tego tajemniczego mechanizmu. Kiedy aspiryna blokuje główny enzym w roślinach, zachodzi taka sama reakcja chemiczna jak wówczas, gdy blokuje inny enzym u człowieka. Jednakże związek między działaniem aspiryny w roślinach i w organizmie ludzkim wciąż nie jest jasny, ponieważ oba wspomniane enzymy najprawdopodobniej nie mają ze sobą nic wspólnego.

niedziela, 26 lutego 2012

LAWENDA — DAR DLA ZMYSŁÓW


NA DWORZE królowej Anglii Elżbiety I ziele to stosowano jako przyprawę. Królowa Wiktoria używała go podczas kąpieli. A król Francji Karol VI siadywał na wypchanych nim poduszkach. Co tak urzekało tych monarchów? Niewielki krzew zwany lawendą. Każdy, kto kiedykolwiek znalazł się wśród niebieskofioletowych łanów kwitnącej lawendy, rozumie, dlaczego ta aromatyczna roślina zachwyca tyle osób.

Na świecie występuje przeszło 30 gatunków lawendy. Ten wytrzymały krzew dobrze się rozwija na najróżniejszych terenach — od chłodnych Alp Francuskich aż po suchy i gorący Bliski Wschód. Jego łacińska nazwa Lavandula wywodzi się od czasownika lavare, czyli „myć się”, i ma związek ze zwyczajami starożytnych Rzymian, którzy olejkiem lawendowym perfumowali wodę do kąpieli.

Ceniony środek leczniczy

W celach medycznych lawendę stosuje się od dwóch tysiącleci. W średniowieczu stanowiła składnik mikstury zwanej octem czterech (lub siedmiu) złodziei, używanej do walki z dżumą. Podobno nazwa tego płynu ma związek z rabusiami penetrującymi domostwa ofiar dżumy, którzy myli się w wyciągu z lawendy. Choć ich proceder był bardzo ryzykowny, najwyraźniej udało im się uniknąć zapadnięcia na tę śmiertelną chorobę.

Szesnastowieczni zielarze twierdzili, że lawenda leczy nie tylko przeziębienia i bóle głowy, ale także nerwice i paraliż kończyn. Wierzyli też, że noszenie ściśle przylegającej czapeczki z lawendy sprzyja wzrostowi inteligencji. Jeszcze podczas I wojny światowej niektóre rządy apelowały do obywateli o zbieranie tego ziela, ponieważ uzyskany z niego olej służył do opatrywania ran żołnierzy.

Medycyna ludowa pod lupą

Niektóre olejki lawendowe, zwłaszcza z lawendy wąskolistnej, prawdopodobnie oddziałują na wiele gatunków bakterii i grzybów. Zdaniem części uczonych mogą się okazać skuteczne nawet w leczeniu infekcji bakteryjnych opornych na działanie antybiotyków. „Olejek lawendowy znalazł też szereg zastosowań w położnictwie” — powiedziano w pewnym opublikowanym niedawno opracowaniu. „Z rozległych badań klinicznych wynika, że matki, które go używały [jako dodatku do kąpieli], mniej cierpiały w okresie pierwszych 3—5 dni po porodzie (...) Ponieważ olejek ten ma działanie uspokajające, często jest stosowany na salach porodowych”.

Czemu więc na dworze Elżbiety I lawenda służyła za przyprawę? Czy rzeczywiście jest jadalna? Judyth McLeod, autorka książki Lavender, Sweet Lavender (Lawenda, słodka lawenda), wyjaśnia: „Lawenda była ulubioną przyprawą za panowania dynastii Tudorów i w epoce elżbietańskiej. Używano jej do dziczyzny, pieczeni, sałatek owocowych, posypywano nią słodkie potrawy lub z jej dodatkiem sporządzano słodycze”. Obecnie pewne gatunki tej rośliny wykorzystuje się jako składnik ciasteczek, ciast i lodów. Ale nie wszystkie cieszą się taką popularnością — zwłaszcza wśród owadów. „Olejek lawendowy lub sproszkowane liście i kwiaty można stosować na mniejszą (...) lub większą skalę jako środek owadobójczy; odstrasza bowiem roztocze, wołki zbożowe, mszyce i mole” — powiedziano w pewnym opracowaniu naukowym.

Rosnący popyt

W ostatnich dziesięcioleciach lawenda odzyskała popularność. Hoduje się ją w Ameryce Północnej, Australii, Europie, Japonii i Nowej Zelandii. „Lawenda jest jak wino” — oświadczył Byron, młody ogrodnik z australijskiego stanu Wiktoria, uprawiający tę roślinę na 10-hektarowej plantacji. „Olejki otrzymywane z tego samego gatunku różnią się w zależności od rodzaju gruntu w danym regionie i klimatu. Na końcowy produkt może wpływać nawet czas i metoda zbioru”.

W przeciwieństwie do wina olejek lawendowy otrzymuje się nie przez wytłaczanie, lecz przez destylację z parą wodną. Byron wyjaśnia: „Do uzyskania jednego litra olejku potrzeba około 250 kilogramów lawendy. Świeżo ścięte kwiaty, gałązki i listki upycha się w dużej stalowej komorze. Od dołu do zbiornika pompuje się parę wodną, która przechodząc przez materiał roślinny, powoduje uwalnianie się olejków. Mieszanka olejków i pary najpierw dostaje się do kondensatora, a później do separatora, gdzie olejek oddziela się od wody i wypływa na powierzchnię. Odsącza się go i przechowuje w zbiornikach pokrytych wewnątrz warstwą ceramiczną, w których przez kilka miesięcy dojrzewa”.

Olejek lawendowy z farmy Byrona służy do produkcji mydeł, kremów i świec. Sprzedaje się też tutaj świeżo ścięte lub suszone rośliny, a same kwiaty są wysoko cenionym składnikiem potpourri (saszetek z mieszanką aromatycznych ziół). Rokrocznie plantację odwiedzają tysiące turystów, którzy delektują się smakiem lawendowych słodyczy oraz upajają widokiem i zapachem łanów tej niezwykłej rośliny. Byron często powtarza zachwyconym gościom: „Nie wytwarzamy olejków — my je tylko pozyskujemy. Lawenda jest dziełem Stwórcy, który dał nam ją jako dar dla zmysłów”.



Na skalę przemysłową pozyskuje się trzy gatunki olejków lawendowych

Olejek lawendy wąskolistnej w przeciwieństwie do innych olejków wcale lub prawie wcale nie ma zapachu kamfory. Każdego roku produkuje się około 200 ton takiego olejku.

Olejek spikowy pozyskuje się z lawendy szerokolistnej. W ciągu roku wytwarza się do 200 ton tego produktu.Olejek lawendynowy pozyskiwany jest z rośliny będącej skrzyżowaniem dwóch wymienionych wcześniej gatunków. Rokrocznie na całym świecie sprzedaje się go przeszło 1000 ton.




SŁONECZNIK — PIĘKNY I POŻYTECZNY


JASNY, słoneczny dzień wpływa korzystnie na nasz nastrój. Nic więc dziwnego, że i roślina, która swą nazwę wzięła od słońca, wnosi radość w nasze życie. Często uśmiechamy się, widząc już choćby jeden taki wdzięczny, złocisty kwiat w ogrodzie — a cóż dopiero, gdy ujrzymy całe ich pole!

A jak to się stało, że ta sympatyczna roślina stała się tak popularna? Czy to prawda, że obraca się w kierunku słońca? I czy rzeczywiście jest pożyteczna?

Podróż dookoła świata

Ojczyzną słonecznika są tereny rozciągające się od Ameryki Centralnej po południową Kanadę. Dla Indian był on rośliną uprawną. W roku 1510 zabrali go na swe statki hiszpańscy odkrywcy. Znalazłszy się po drugiej stronie Atlantyku, szybko rozprzestrzenił się na zachodzie Europy. Początkowo uchodził za roślinę ozdobną, upiększającą ogrody botaniczne i prywatne posiadłości. Dopiero mniej więcej w połowie XVIII wieku jego nasiona zaczęto uważać za przysmak, a z liści i kwiatów sporządzać napar przeciwgorączkowy.

W roku 1716 pewien Anglik uzyskał koncesję na wytłaczanie oleju słonecznikowego, wykorzystywanego jako surowiec w przemyśle włókienniczym i garbarskim. Jednak w Europie kontynentalnej olej ten aż do XIX wieku był prawie nieznany. Co prawda w roku 1698 nasiona słonecznika sprowadził z Holandii do Rosji car Piotr I Wielki, lecz dopiero w latach trzydziestych XIX wieku zaczęto go tam uprawiać na większą skalę. W obwodzie woroneskim w ciągu zaledwie kilku lat produkcja oleju słonecznikowego sięgnęła tysięcy ton. Wkrótce plantacje słoneczników pojawiły się również w innych krajach — na terytorium zajmowanym dziś przez Bułgarię, Rumunię, Serbię i Czarnogórę, Ukrainę oraz Węgry.

Jak na ironię, w Ameryce Północnej słonecznik wyginął i dopiero pod koniec XIX wieku został tam przywieziony przez rosyjskich imigrantów. W przeciwieństwie do rdzennych Indian amerykańscy osadnicy przez wieki go nie uprawiali. Obecnie wielkie plantacje słoneczników spotyka się niemal na całym świecie.

Roślina podążająca za słońcem

Czy słonecznik rzeczywiście wygina się ku słońcu? Tak, zarówno jego liście, jak i kwiatostany są heliotropiczne, czyli obracają się w kierunku słońca. Tkanki słonecznika zawierają roślinny hormon wzrostowy — auksynę. Ponieważ auksyna gromadzi się w większych stężeniach po nieoświetlonej stronie łodygi, następuje tam szybszy wzrost i w rezultacie roślina nachyla się ku słońcu. Ale gdy kwiatostany są już w pełni rozwinięte, przestają wykazywać właściwości heliotropiczne i odtąd na ogół nie zmieniają pozycji, pozostając zwrócone ku wschodowi.

Naukowa nazwa słonecznika zwyczajnego, Helianthus annuus, wywodzi się z greckich słów oznaczających „słońce” oraz „kwiat”, a także z łacińskiego słowa „roczny”. Roślina dorasta zwykle do około dwóch metrów wysokości, ale bywają też okazy dwukrotnie wyższe. Solidna łodyga z zielonymi, szorstko owłosionymi liśćmi zwieńczona jest wielkim, okrągłym kwiatostanem o żółtych płatkach. Płatki okalają ciemną tarczę, złożoną z drobnych kwiatów rurkowatych, które po zapyleniu przez owady przekształcają się w jadalne nasiona. Tarcza ma średnicę od 5 do 50 centymetrów, a jeden kwiatostan może wydać od 100 do 8000 nasion.

Słonecznik (Helianthus) jest rodzajem obejmującym wiele gatunków i w dalszym ciągu uzyskuje się nowe odmiany. Gatunki o dużym znaczeniu dla rolnictwa to przede wszystkim wspomniany już słonecznik zwyczajny oraz Helianthus tuberosus — słonecznik bulwiasty, zwany też topinamburem, uprawiany ze względu na podobne do ziemniaków bulwy, mające zastosowanie jako pasza dla bydła, a także jako surowiec do produkcji cukru i alkoholu.

Wartość gospodarcza

Słoneczniki uprawiane są głównie dla nasion, z których wytłacza się cenny olej. Używa się go do celów spożywczych — do sporządzania sosów majonezowych oraz do produkcji margaryn. Nasiona słonecznika mają wysoką wartość odżywczą: zawierają od 18 do 22 procent białek, jak również inne ważne składniki pokarmowe.

Niektórzy lubią lekko uprażone i posolone ziarna. Mączkę z nasion stosuje się jako dodatek do wypieków. Olej słonecznikowy wchodzi w skład szamponów, pomadek ochronnych do ust, kremów do rąk, balsamów do ciała i preparatów dla niemowląt. Używa się go także do wyrobu oleju silnikowego. Nasiona słonecznika stanowią paszę dla ptaków i innych niedużych zwierząt.

Plantacja słoneczników to istny raj dla pszczół: z jednego hektara otrzymuje się 25—50 kilogramów miodu. Łodygi, które zostają na polach po zbiorze kwiatostanów, zawierają od 43 do 48 procent celulozy, toteż stanowią cenny surowiec, wykorzystywany między innymi do produkcji papieru. Resztę zużytkowuje się na kiszonkę dla bydła oraz jako nawóz.

Bez wątpienia słonecznik to cenny dar dla ludzi. Jego uroda zainspirowała niejednego artystę — na przykład Vincenta van Gogha, twórcę słynnego obrazu „Słoneczniki”. Dzięki tej uroczej roślinie w naszych ogrodach i domach robi się słoneczniej.


MOC PIETRUSZKI


Jak informuje australijski tygodnik The Sunday Telegraph, zielona pietruszka, często stosowana jedynie do dekorowania dań, jest bogatym źródłem witamin i związków mineralnych. „Szklanka pietruszki zawiera więcej beta-karotenu (prowitaminy A) niż duża marchew, prawie dwa razy tyle witaminy C co pomarańcza, a także więcej wapnia niż szklanka mleka. Porównując wagowo, występuje w niej więcej żelaza niż w wątróbce. Jest też bogata w witaminy B1 i B2”. Z medycznego punktu widzenia „pietruszka jest bardzo skutecznym środkiem moczopędnym, co oznacza, że dzięki niej organizm pozbywa się nadmiaru płynów” — podaje wspomniany periodyk. Może również pomóc w dolegliwościach wątroby, śledziony, żołądka oraz schorzeniach dróg moczowych. Świeża natka „to jeden z najlepszych i najtańszych sposobów na zlikwidowanie nieprzyjemnego zapachu z ust”. W artykule ostrzeżono jednak, że „czasem, na przykład w okresie ciąży, (...) występujące w pietruszce związki estrogenne mogą być szkodliwe”.


piątek, 24 lutego 2012

PAPIER Z BANANÓW


Łodygi banana po zbiorze owoców często po prostu pozostawia się jako nawóz. Jak jednak poinformowała japońska gazeta Asahi Shimbun, profesor Hiroshi Morishima z uniwersytetu w Nagoi wyprodukował z łodyg banana papier. Włókna tej rośliny „są długie, mocne i nie ustępują jakością włóknom zwanym manilą, używanym do produkcji papieru”. Papier wytwarzany z łodyg banana odznacza się jakością porównywalną z normalnym papierem do kserokopiarek i jest trwalszy od tego, który uzyskuje się z makulatury. „Banany uprawia się w 123 krajach świata, a roczne zbiory owoców wynoszą 58 milionów ton, rośliny te stanowią zatem obiecujące źródło [papieru]” — sugeruje gazeta.


NASIONA DRYFUJĄCE PO OCEANACH


SPACERUJĄC wzdłuż piaszczystej plaży na wschodnim wybrzeżu Anglii, dostrzegłem wśród wyrzuconych przez fale wodorostów i kawałków drewna niezwykły kamyk. Podniosłem go — był gładki, koloru kasztanowego. Okazało się jednak, że to wcale nie kamyk! A co to było? Przyniesione przez wodę tropikalne nasienie, w niektórych krajach zwane potocznie morską fasolą. W jaki sposób dotarło aż tutaj?
Skąd przypływają
Nazwa „fasola” jest trafna, gdyż chodzi o nasienie wielkiej rośliny strączkowej: osmoki Entada gigas, zaliczanej do lian. Według słowników liany to zdrewniałe pnącza zwieszające się z drzew. Najczęściej występują w lasach deszczowych. Czepiając się wąsami drzew służących im za podpory, okręcają się wokół nich i wspinają na wysokość nawet 30 metrów. Są pospolite na wybrzeżach morskich i brzegach rzek w centralnej i zachodniej Afryce, w Kolumbii i Ameryce Środkowej. W Kostaryce, gdzie nadrzewnym małpom służą do przemieszczania się z jednego wierzchołka drzewa na drugi, liany noszą nazwę małpich drabin.
Nasienie wspomnianej osmoki, którego średnica dochodzi do sześciu centymetrów, początkowo stanowi część wielkiego strąka zwieszającego się z drzewa będącego podporą liany. Strąki te bywają bardzo długie, niekiedy aż dwumetrowe. Utworzone są z zaokrąglonych segmentów zawierających po jednym nasieniu. Segment od segmentu oddzielony jest wąskim rowkiem. Strąk liany, zanim dojrzeje, jest miękki i zielony jak strąki popularnych odmian fasoli. Następnie brunatnieje i upodobnia się do drewna.
W miarę dojrzewania strąk staje się coraz cięższy, aż w końcu odrywa się i wpada do rzeki lub morza. W wodzie dzieli się na poszczególne segmenty. Odtąd każde nasienie, zamknięte w osobnej osłonce, zaczyna samodzielną żeglugę. Część nasion grzęźnie niebawem w przybrzeżnym mule i tam zapuszcza korzenie. Ale sporo płynie dalej w dół rzeki i po pokonaniu wielu (niekiedy kilkuset) kilometrów dociera do ujścia. Gdy nasiona znajdą się w pobliżu wysp, fale nieraz wyrzucają je na brzeg.
Obieżyświat
Jakie są dalsze losy nasienia, które wyruszyło w podróż po morzu? Chroniąca je osłonka stopniowo się rozpada, uwalniając zawartość. Czy nasienie idzie wtedy na dno? Ależ nie — unosi się na powierzchni, ponieważ jest wodoszczelne i ma w środku wolną przestrzeń wypełnioną powietrzem. Luka ta powstaje wskutek obkurczania się liścienia, czyli wewnętrznego liścia embrionalnego. Będąc tak skutecznie zabezpieczone, sercowate nasienie może sobie nienaruszone dryfować całe miesiące, a nawet lata, dopóki fala nie ciśnie go na jakąś plażę z dala od kraju, gdzie dojrzewało.
W jaki sposób ziarnom osmoki udaje się dotrzeć aż do Wysp Brytyjskich, Półwyspu Skandynawskiego i innych obszarów Europy Zachodniej? Od niepamiętnych czasów przeprawę przez Atlantyk umożliwia im Prąd Zatokowy. Dniem i nocą po całym globie prądy oceaniczne roznoszą miliony owoców lian!
Czy po odbyciu tak długiej i niebezpiecznej podróży nasienie zachowuje żywotność? Żeby się o tym przekonać, można naciąć jego zewnętrzną warstwę pilnikiem lub piłą w pobliżu „znaczka” — blizny widocznej tam, gdzie nasienie było przyczepione do osłonki — a następnie zasadzić je w doniczce napełnionej ziemią i podlać. Doniczkę ustawia się w ciepłym, słonecznym miejscu. Nasienie powinno wykiełkować.
A co się dzieje z nasieniem wyrzuconym na którąś z europejskich plaż, gdzie chłodny klimat nie sprzyja kiełkowaniu? Kto znajdzie takie „serduszko”, chętnie zatrzymuje je sobie na pamiątkę. Niektórzy zbierają je i wykorzystują do wyrobu rozmaitych souvenirów i ozdób — na przykład naszyjników, będących efektownym połączeniem ziaren osmoki z muszelkami i koralikami. Dla zbieraczy nasienie jest tym cenniejsze, im bardziej przypomina kształtem serce.
W krajach północnej Europy z nasion osmoki Entada gigas oraz blisko spokrewnionego z nią gatunku Entada phaseoloides — o bardziej kanciastych kształtach — robi się tabakierki, pudełka do zapałek i medaliony. W Wielkiej Brytanii nasiona te służą niemowlętom jako gryzaki. Ponadto wielu marynarzy wozi je ze sobą jako talizmany, w nadziei, że skoro zdołały przetrwać tak długą i niebezpieczną żeglugę, to pewnie zdołają też uchronić przed nieszczęściem swych właścicieli.
Gdy następnym razem wybierzemy się na spacer po jakiejś plaży, wytężmy wzrok: może wśród wodorostów i kawałków drewna znajdziemy nasienie, które odbyło dalekomorską podróż.


OLBRZYM W MALEŃKIEJ PACZUSZCE


Do jednego z najmniejszych nasion zapakowana jest największa roślina na Ziemi — potężna sekwoja, która wyrasta na wysokość ponad 100 metrów. Jej pień osiąga na wysokości jednego metra nad ziemią średnicę 11 metrów. Z drewna jednego takiego drzewa można zbudować 50 sześciopokojowych domów. Jego ponad półmetrowej grubości kora ma smak taniny, który odstrasza owady, a włóknisto-gąbczasta struktura nadaje jej niemal taką ognioodporność, jaką ma azbest. Korzenie sekwoi zajmują powierzchnię od 1 do 1,5 ha. Żyje ponad 3000 lat.

  A jednak nasionka, których sekwoja rozsiewa wokół siebie całe miliony, nie są dużo większe niż główka od szpilki otoczona maleńkimi skrzydełkami. Stojący u stóp sekwoi maleńki człowiek może jedynie w cichej zadumie podziwiać tego kolosa wśród drzew. To doprawdy coś cudownego.

SUBSTANCJE ZAPOBIEGAJĄCE ZAMARZANIU. KTO TO WYNALAZŁ?


Ludzie stosują glikol jako płyn zapobiegający zamarzaniu wody w chłodnicach samochodów. Jednakże pewne mikroskopijne roślinki żyjące w antarktycznych jeziorach śródlądowych również zabezpieczają się przed zamarznięciem wykorzystując do tego podobną pod względem chemicznym glicerynę. Znaleziono ją także w owadach, które nie giną w temperaturze minus 20°C. Niektóre ryby wytwarzają substancje zapobiegające zamarzaniu i dzięki temu potrafią żyć w lodowatych wodach Antarktyki. Są też drzewa, które wytrzymują temperaturę minus 40°C, ponieważ woda w ich tkankach jest „bardzo czysta, bez cząsteczek pyłu czy zanieczyszczeń, wokół których mogłyby się formować kryształki lodu”.

czwartek, 23 lutego 2012

PYŁKI — UTRAPIENIE CZY CUD NATURY?


Aaa... psik! Dla milionów ludzi nieustanne kichanie, uporczywe łzawienie i swędzenie oczu oraz podrażnienie błon śluzowych nosa i katar to oznaka nadejścia wiosny. Zazwyczaj są oni uczuleni na pyłki obficie pojawiające się wtedy w atmosferze. Czasopismo BMJ (dawniej British Medical Journal) podało, że co szósty mieszkaniec krajów uprzemysłowionych cierpi z powodu sezonowej alergii na pyłki. Dane te nie dziwią, jeśli się uwzględni ogromną ilość takich drobin uwalnianych przez rośliny do atmosfery.

Naukowcy oceniają, że lasy świerkowe na południu Szwecji, pokrywające jedną trzecią powierzchni kraju, rokrocznie produkują 75 000 ton pyłków. Pojedyncza roślina z gatunku Ambrosia, która u wielu mieszkańców Ameryki Północnej wywołuje alergię, może wytworzyć milion ziarenek dziennie. Ziarenka te, unoszone przez wiatr, znajdowano na wysokości 3 kilometrów nad powierzchnią ziemi i w wodach morskich oddalonych od brzegu nawet o 600 kilometrów.

Ale dlaczego u niektórych osób pyłki wywołują reakcję alergiczną? Zanim odpowiemy na to pytanie, przyjrzyjmy się bliżej ich zdumiewającej budowie.

Ziarenka życia

Jak podaje Encyclopædia Britannica, pyłek „powstaje w pylniku, czyli organie męskim roślin nasiennych, i przenoszony jest na różne sposoby (między innymi przez wiatr, wodę i owady) na słupek, czyli żeński organ rozmnażania, gdzie dochodzi do zapylenia”.

U roślin okrytozalążkowych ziarenka pyłku zbudowane są z trzech części — z jądra komórki i dwóch warstw tworzących ściankę lub zewnętrzną skorupkę. Ta wierzchnia warstwa jest twarda i niezwykle odporna na zniszczenie — potrafi oprzeć się działaniu silnych kwasów, zasad, a nawet wysokich temperatur. Poza nielicznymi wyjątkami sam pyłek może przetrwać zaledwie kilka dni bądź tygodni, natomiast jego twarda skorupka — tysiące lat. Z tego też względu w glebie znajdują się niezliczone ilości takich ziarenek. Naukowcom badającym pyłki znalezione na różnych głębokościach pozwoliło to sporo się dowiedzieć o dziejach roślin na ziemi.

Dzieje te można dość dokładnie określić dzięki unikalnym wzorkom na zewnętrznej warstwie ziarenka pyłku. W zależności od gatunku jest ona gładka, pomarszczona, wzorzysta, kolczasta lub pofałdowana. „Pyłek każdego gatunku przypomina linie papilarne człowieka i dlatego łatwo go zidentyfikować” — oświadczył profesor antropologii Vaughn M. Bryant junior.

Zapylanie

Kiedy pyłek znajdzie się na znamieniu — części słupka roślin okrytozalążkowych — wskutek pewnej reakcji chemicznej pęcznieje i tworząc łagiewkę pyłkową, kieruje się ku zalążkowi. Komórki plemnikowe przesuwają się, aż dochodzi do zapłodnienia. Z czasem dojrzewa nasionko, które w odpowiednim środowisku kiełkuje.

Chociaż pewne rośliny nasienne produkują tylko pyłki albo tylko zalążki, to większość wytwarza zarówno jedne, jak i drugie. Niektóre gatunki są samopylne; inne ulegają zapyleniu krzyżowemu pyłkiem przeniesionym z rośliny tego samego lub zbliżonego gatunku. Jak informuje Encyclopædia Britannica, rośliny zapylane krzyżowo „często unikają samozapylenia, ponieważ uwalniają pyłki za wcześnie — zanim znamię jest gotowe je przyjąć — lub za późno”. Istnieją też rośliny, które potrafią odróżnić własny pyłek od pyłku innego przedstawiciela tego samego gatunku. Kiedy wykryją swój pyłek, sprawiają, że staje się nieaktywny, zwykle przez zahamowanie rozwoju łagiewki pyłkowej.

Na terenach o różnorodnej florze w powietrzu może się unosić mieszanina wielu pyłków. Jak rośliny wyszukują te, które są im potrzebne? Niektóre wykorzystują skomplikowane zasady aerodynamiki. Weźmy na przykład pod uwagę sosnę.

Niesione wiatrem

Kwiaty męskie sosny rosną w skupiskach i po osiągnięciu dojrzałości uwalniają chmurę pyłków, które unosi wiatr. Uczeni zauważyli, że zebrane w typowe szyszki kwiaty żeńskie oraz okalające je igły w określony sposób wpływają na prądy powietrza, dzięki czemu pyłek wiruje i opada prosto na organy rozmnażania kwiatu żeńskiego. Jego łuski delikatnie się rozchylają i umożliwiają zapłodnienie.

Naukowiec Karl J. Niklas przeprowadził rozległe badania niezwykłych aeronautycznych możliwości szyszek. Na łamach czasopisma Scientific American napisał: „Z naszych obserwacji wynika, że kształt szyszki, charakterystyczny dla poszczególnych gatunków roślin, w ściśle określony sposób modyfikuje przepływ powietrza (...) Podobnie każdy rodzaj pyłku różni się od innych rozmiarem, kształtem i gęstością, więc w ściśle określony sposób reaguje na turbulencje”. Z jakim skutkiem? Wspomniany uczony zauważył: „Większość zbadanych przez nas szyszek wychwytywała z powietrza ‚własny’ pyłek, a nie pyłek roślin innego gatunku”.

Na szczęście dla alergików nie wszystkie gatunki są wiatropylne. Sporo z nich korzysta z pomocy zwierząt.

Zwabione nektarem

Rośliny zapylane za pośrednictwem ptaków, małych ssaków i owadów zazwyczaj są wyposażone w haczyki, kolce albo lepkie nici, którymi przyczepiają pyłek do ciała żerującego stworzenia. Na przykład włochaty trzmiel może za jednym razem przenieść 15 000 ziarenek pyłku!

Rośliny okrytonasienne są zapylane głównie przez pszczoły. W zamian owady te mają zapewniony słodki nektar oraz pyłki, będące źródłem białka, witamin, składników mineralnych i tłuszczów. W ramach takiej zdumiewającej współpracy pszczoła może jednorazowo odwiedzić przeszło 100 kwiatów. Ale pyłki lub nektar, bądź oba te produkty, zbiera tylko z jednego gatunku do chwili, gdy zgromadzi już wystarczającą ilość lub gdy wyczerpie się ich źródło. Takie zadziwiające, instynktowne zachowanie umożliwia wydajne zapylanie roślin.

Zwiedziony przez kwiaty

Aby nakłonić owady do zapylenia, niektóre rośliny zamiast oferować słodkie przekąski, uciekają się do misternego podstępu. Przyjrzyjmy się pewnemu zachodnioaustralijskiemu storczykowi (Drakaea elastica). Jego warga dolna (jedna z dwóch części korony kwiatu, oddzielona od drugiej głębokim wcięciem) do złudzenia przypomina pulchną, bezskrzydłą samicę pewnego gatunku osy. Wspomniany kwiat wydziela nawet chemiczną namiastkę jej feromonów wabiących! Na końcu łodygi tuż ponad ową kuszącą przynętą znajdują się lepkie woreczki wypełnione pyłkiem.

Samiec osy zwiedziony zapachem przypominającym feromony samicy chwyta wabik i usiłuje odlecieć. Ale gdy tylko próbuje uprowadzić swoją niedoszłą partnerkę, z impetem spada na kleiste woreczki z pyłkiem. Kiedy uświadamia sobie swój błąd, uwalnia przynętę — która wraca na pierwotne miejsce — a sam odfruwa, by za chwilę dać się oszukać innemu storczykowi. Tym razem jednak oblepiony pyłkiem zapyla ów kwiat.

Jeśli jednak w pobliżu są dojrzałe samiczki osy, samce zawsze wybierają jedną z nich, a nie kolorowego oszusta. Co ciekawe, storczyki kwitną w dogodnym czasie — kilka tygodni przed wykluciem się samic — dzięki czemu mogą zostać zapylone.

Skąd te alergie?

Dlaczego niektórzy są uczuleni na pyłki? Kiedy takie ziarenka dostaną się do nosa, łączą się z lepkim śluzem. Następnie przesuwają się do gardła, gdzie są albo połykane, albo wydalane podczas kaszlu, zazwyczaj bez negatywnych skutków ubocznych. Ale czasami pyłki pobudzają układ odpornościowy.

Problem w tym, że pyłki zawierają białka. Z jakiejś przyczyny układ odpornościowy alergika broni się przed białkami pyłków niektórych roślin. W organizmie chorego następuje reakcja łańcuchowa — komórki tkanki łącznej zaczynają w nadmiernych ilościach wydzielać histaminę. Ta z kolei powoduje rozszerzenie i większą przepuszczalność naczyń krwionośnych, przez które przedostają się płyny z mnóstwem komórek odpornościowych. W normalnych warunkach komórki te przemieszczają się w kierunku rany lub zakażenia, gdzie pomagają usunąć z organizmu szkodliwych „intruzów”. Jednak w przypadku alergików obecność pyłków wywołuje fałszywy alarm, którego następstwami są podrażnienie i obrzęk błon śluzowych, katar oraz łzawienie oczu.

Zdaniem naukowców alergie są dziedziczne, choć członkowie jednej rodziny nie zawsze są uczuleni na te same substancje. Do rozwoju wrażliwości na alergeny może się też przyczyniać zanieczyszczenie środowiska. Jak podaje czasopismo BMJ, „w Japonii ustalono ścisły związek między uczuleniem na pyłki a bliskością terenów, których atmosferę cechuje wysokie stężenie spalin pochodzących z silników Diesla. Badania przeprowadzone na zwierzętach wykazały, że tego rodzaju zanieczyszczenia zwiększają wrażliwość na alergeny”.

Na szczęście istnieją leki antyhistaminowe*, które łagodzą objawy alergii. Jak sama nazwa wskazuje, lekarstwa te hamują działanie histaminy. Chociaż więc niejeden z nas cierpi z powodu pyłków, trudno nie podziwiać pomysłowości widocznej zarówno w zaprojektowaniu, jak i rozprzestrzenianiu się tych drobinek życia. Przecież bez nich nasza planeta byłaby jałowym pustkowiem.

[Przypis]

W przeszłości leki antyhistaminowe wywoływały senność i suchość w ustach. Nowsze preparaty zmniejszają prawdopodobieństwo występowania tego rodzaju skutków ubocznych.

PODSŁUCHIWANIE ROŚLIN


Badacze z Instytutu Fizyki Stosowanej Uniwersytetu w Bonn zbudowali mikrofony, które dzięki laserowi potrafią „słyszeć” rośliny. Urządzenia te wychwytują fale dźwiękowe, które powstają, gdy podrażnione czymś rośliny wydzielają etylen. Doktor Frank Kühnemann ze wspomnianego uniwersytetu wyjaśnia: „Natężenie dźwięku odbieranego za pomocą mikrofonu jest proporcjonalne do poziomu stresu rośliny”. Pewien ogórek wyglądał zdrowo, ale „właściwie krzyczał (...) Po dokładnych oględzinach okazało się, że atakowała go pleśń, choć objawy nie były jeszcze widoczne”. Zwykle rolnik może dostrzec chorobę dopiero po 8—9 dniach, gdy na dotkniętej pleśnią roślinie pojawiają się plamy. Londyńska gazeta The Times uważa, że „podsłuchiwanie roślin umożliwi stworzenie systemu wczesnego ostrzegania przed szkodnikami i zarazami. Taka wiedza o zaburzonym stanie warzyw i owoców może też pomóc efektywniej je przechowywać i przewozić”.